Jesteś tutaj: HomeWywiadyNiewesołe perspektywy dla prądu

WyWIAdy

XX-lecie LTnRRE

 logoxxlecie

Serwisy informacyjne

Urzędy Państwowe

Spółki przesyłowe

Bezpieczeństwo pracy

Członkowie LTnRRE

Niewesołe perspektywy dla prądu

Marian Babiuch Marian Babiuch
Z Marianem Babiuchem, prezesem zarządu i dyrektorem generalnym Eletrociepłowni “Zielona Góra” S.A. - rozmawia Agnieszka Stawiarska

- Akurat jedzie pan do Warszawy na spotkanie z ministrami, posłami, specjalistami z branży. Po co?

- Tematem ma być bezpieczeństwo energetyczne kraju.

- Coś nam grozi?

- Tak, poważny kryzys. Brak prądu. Mało się o tym pisze, więcej o odnawialnych źródłach energii – wiatrakach, elektrowniach wodnych, bo to ciekawsze.

- Dlaczego w Polsce zagrożone jest bezpieczeństwo energetyczne?

- Nie buduje się nowych mocy. Ponad 60 proc. mocy wytwórczej w Polsce ma ponad 25 lat, 40 proc. ponad 35 lat. Bloki są stare, nie buduje się nowych.

- A są potrzebne?

- Oczywiście! W latach 90. w kraju upadł ciężki przemysł, duży odbiorca energii. Pojawiły się rezerwy, więc wszystkim wydawało się, że wystarczą nam ci producenci prądu, którzy już istnieją. Ale po dołku, kilkanaście lat temu, powoli zapotrzebowanie zaczęło rosnąć. Ile nowych zakładów powstało, fabryk? Zmieniło się nasze życie. Także to codzienne. Nawet w domach, w biurach zaczęliśmy zużywać więcej energii. Lodówki, mikrofalówki, ładowanie komórek, komputery, faksy, oświetlenie ulic, chociażby świąteczne. Gdzie się nie spojrzy, tam potrzebujemy energii. Co roku rośnie jej zużycie o ok. 3 proc. Bez przerwy. A i tak przeciętny Polak zużywa o 50 proc. mniej niż Europejczyk z krajów piętnastki. Wciąż gonimy te wyniki. Są konkretne prognozy, ile będzie nam potrzeba energii. Wszystko jest wyliczone. Poza tym, nie ma takiego kraju w Unii Europejskiej, który ma tak przestarzałą produkcję energii, w 95 proc. opartą na węglu.

- A Bułgarzy, Rumuni, Słowacy, Czesi...

- Mają elektrownie wodne, atomowe, a my mamy złoża węgla i tego trzymamy się od lat.

- Nie buduje się żadnych nowych elektrowni?

- Przez ostatnie lata powstało zaledwie kilka z pomocą państwa, w oparciu o kontrakty długoterminowe. Ostatnią inwestycją jest uruchomiony w 2004r. blok gazowo – parowy w naszej elektrociepłowni. Kończy się budowa w PAK-u, (Pątnów, Adamów, Konin) oraz realizowane są bloki w Bełchatowie i na Śląsku – w elektrowni Łagisza. I żadnych nowych.

- To wciąż za mało?

- Żeby nadążyć za wzrostem potrzeb należy zastępować stare bloki nowymi, trzeba co roku uruchomić moc od 1.000 do 1.500 MW (megawatów).

- Kiedy nastąpi kryzys?

- Wszystkie analizy wskazują, że w 2012 roku. Teraz jeszcze nawet sprzedajemy energię elektryczną za granicę, ale to już się kończy. Niedługo braknie nam swojej. Będziemy musieli energię elektryczną kupować. Tylko, że jesteśmy w stanie kupić zaledwie 10 proc., bo mamy za mało połączeń transgranicznych. Nawet z Niemcami są zaledwie dwie nitki. W przeszłości zbytnio nie zwracaliśmy na to uwagi, w obecnych realiach należałoby zwiększyć możliwości przesyłowe połączeń transgranicznych.

- Od kogo byśmy kupowali prąd?

- Od tego, kto zechce nam sprzedać, ale inni mogą sami potrzebować. To bardzo zawodne, takie poleganie na innych. Podam przykład Włoch. Kilka lat temu przeżyli “black out”. Nie mieli prądu.

- Jak to? Tak po prostu?

- Tak, rozpadł im się system energetyczny! Bo znaczną część energii kupowali od Francji. Tam nastąpił kryzys i Włosi nie dostali takiej ilości jakiej potrzebowali i wszystko stanęło. I dopiero wtedy zwołali nadzwyczajne posiedzenie rządu, zapadły decyzje o inwestycjach. Wtedy znalazły się pieniądze. Po dużym wstrząsie. Nam to grozi.

- Inne kraje też mają problem?

- Niemcy też przeżyli kryzys w północno – wschodnich landach. Mają dużo wiatraków, ale energia z tego źródła jest nieprzewidywalna i wymaga rezerwy mocy, wytwarzanej np. z węgla. Wiatrak nie dymi, ale rezerwa już wymaga emisji dwutlenku węgla.

- Które źródło energii jest najbardziej ekologiczne?

- Elektrownie wodne. Ale dla Polski to nie jest recepta, bo nie jesteśmy Norwegią. Brakuje nam rzek z szybkim nurtem, jezior, różnicy poziomów. Energia odnawialna, nie będzie jednak u nas liczącą się. Należy wykorzystać istniejące możliwości, ale nie da nam to bezpieczeństwa. Dzisiaj zużywamy 150 mln MWh (megawatogodzin), a w 2030 r. będziemy potrzebować 300 mln MWh.

- Do 2012 roku zostały cztery lata, mamy szansę w ogóle dogonić nasze potrzeby?

- Potrzebne są już dziś decyzje. Musimy już dziś decydować się na elektrownię atomową, Przygotować społeczeństwo, potem ustawy, finansowanie, kadry, technologię. Potrzebni nam są fachowcy i udział finansowy z zagranicy, bo Polska sama tego nie zrobi.

- A jeśli nie będzie decyzji?

- Grozi nam zawał. Tym kończę swoją jutrzejszą prezentację. Mieliśmy już w Polsce stan przedzawałowy. W 2006 roku, na wschodzie Polski.

- To co robić, budować elektrociepłownie takie jak w Zielonej Górze?

- Tak, przyszłością są kogeneracyjne źródła energii. Co to znaczy? Wyjaśnię na przykładzie naszej elektrociepłowni. Do chwili uruchomienia bloku gazowo-parowego, czyli do 2004 r. to była ciepłownia, bo produkowała przede wszystkim ciepło. Ja już na początku lat 90. wiedziałem, że taki system wytwarzania jest przestarzały i bez przyszłości. Dlaczego? Padły wtedy zakłady przemysłowe, a więc wielcy odbiorcy. Mijały kolejne lata, ludzie zaczęli oszczędzać na ogrzewaniu, pojawiło się opomiarowanie. Zielona Góra potrzebowała coraz mniej ciepła, mimo że zamykaliśmy kolejne lokalne kotłownie i przyłączaliśmy do sieci kolejnych odbiorców. Nietrafione okazały się prognozy z lat 80. o wspaniałym rozwoju miasta. Gdybyśmy nie zmienili profilu naszej działalności, zbankrutowalibyśmy. Bardzo ważnym argumentem za budową bloku były potężne złoża gazu w okolicy Kościana. Wykorzystujemy tylko polski gaz. Niewątpliwą korzyścią zmiany profilu była też ekologia. Mniej dwutlenku węgla, pyłu, siarki, to znaczące zmiany dla mieszkańców miasta. I wreszcie główny zysk – produkcja prądu. Na nim zarabiamy.

- Czy wasza produkcja prądu ma wpływ na jego cenę w Lubuskiem?

- Ma. Bo nasza działalność teraz zaspokaja potrzeby tego regionu. Z porównania ostatnich podwyżek wynika, że mieszkańcy tutaj mniej zapłacą niż w innych częściach kraju. Wspomnę o jeszcze jednym ważnym zysku z naszej inwestycji. Musieliśmy poprowadzić dodatkowy rurociąg z gazem od strony Kościana. Wcześniej Zielona Góra miała tylko jedno doprowadzenie i to było niebezpieczne, bo w razie awarii zostawałaby bez tego paliwa. Teraz ma zasilanie pierścieniowe, tj. z dwóch kierunków.

- Czy działalność EC ma wpływ na bezpieczeństwo energetyczne województwa?

- Tak, bo jesteśmy włączeni do sieci krajowej, wypełniamy lukę na mapie między Turoszowem a Dolną Odrą. Nasza technologia gwarantuje wysoką sprawność, blok można szybko uruchomić, a to jest bardzo ważne w chwili kryzysu.

- Ale czy jeśli nastąpi “black out”, lokalizacja EC zagwarantuje nam prąd w pierwszej kolejności, bo mamy tu producenta prądu?

- Nie. Black out to niekontrolowany ciąg zdarzeń, lawinowe wyłączenia elektrowni. Jest pobór energii, ale nie ma produkcji. A więc mamy punkt zero. W całym kraju nie ma prądu. Ciemność. Cały system dostarczania prądu jest wyłączony. Potem centralnie wskazuje się poszczególnych producentów, którzy po kolei włączają się do systemu. Uruchamiane są kopalnie, zakłady itd. Prąd kierowany jest najpierw tam, gdzie z punktu widzenia bezpieczeństwa kraju jest najbardziej potrzebny.

- Ciarki przechodzą po plecach. Lekarstwem na nasz kiepski stan ma być kogeneracja?

- Tak. Nie możemy sobie pozwalać na inwestycje, które produkują tylko jeden rodzaj energii – cieplnej lub elektrycznej. Wymaga od nas tego także Unia, wydała w tej sprawie dyrektywę. Na wniosek Polskiego Towarzystwa Elektrociepłowni Zawodowych w porozumieniu z Ministerstwem Gospodarki naukowcy z Uczelnianego Centrum Badawczego Energetyki i Ochrony Środowiska Politechniki Warszawskiej przygotowali pierwszą taką analizę dla Polski. Ile moglibyśmy wyprodukować energii elektrycznej z kogeneracji i jej strategię rozwoju. Mamy jeszcze ogromne rezerwy. Moglibyśmy w ten sposób wyprodukować nawet 3 – 4 razy więcej energii elektrycznej w skojarzeniu niż teraz.

- A jak moglibyśmy?

- Jesteśmy wyjątkowym państwem, bo w większości miast mamy gęstą sieć ciepłowniczą, ale niestety głównie zasilaną kotłowniami, a nie elektrociepłowniami. Ponadto potrzebne jest prawo, które jasno powie, że każdy nowy inwestor albo korzysta z tej sieci, albo buduje własne źródło, ale produkujące i ciepło i prąd. Weźmy chociażby markety. Pobudowały się w tylu miastach, a mają własne kotłownie wytwarzające tylko ciepło. W Danii takie sytuacje są nie do przyjęcia. Państwo to wymaga efektywnego wytwarzania energii – kogeneracji, jednocześnie stworzyło najbezpieczniejszy system energetyczny.

- Jak to się stało?

- W latach 70. przeżyli potężny kryzys, bo produkcję energii mieli opartą o ropę. Szybko musieli znaleźć inny system. Stworzyli przepisy, które zmusiły inwestorów do budowania kogeneracyjnych źródeł. Na przykład powstaje blok, osiedle domków, fabryczka, która musi się ogrzewać, ale jednocześnie produkować prąd. Nic się nie marnuje. W ten sposób dziś Dania jest gęsto pokryta punktami zapewniającymi energię. U nas też kotłownie trzeba zastąpić elektrociepłowniami. U nas nikt nie liczy na przykład kosztów zewnętrznych tak przestarzałego systemu. Czy ktoś policzył ile kosztowała degradacja Gór Izerskich? To strata nie do od odzyskania. Jakie są koszty chorób z powodu zanieczyszczeń powietrza, leków, zwolnień lekarskich, erozji gleb?

- Jeśli zmienimy w kraju system produkcji energii, czy ona stanieje?

- Nie, na to nie ma szans, ale jej ceny będą rosły stopniowo. W razie zawału, nastąpią gwałtowne skoki, które pociągną za sobą falę problemów społecznych i ekonomicznych. Proszę tylko wyobrazić sobie nieczynne szpitale, zakłady pracy, tę masę wyłączonych urządzeń na prąd, których potrzebujemy codziennie. Wychodzenie z kryzysu jest zawsze droższe od zapobiegania.

- Decyzje o wprowadzeniu powszechnego systemu kogeneracji to już rola państwa?

- Oczywiście, stąd nasze spotkania w Warszawie i stopniowy lobbing, aby wreszcie rząd obudził się i dostrzegł niebezpieczeństwo.

- Dziękuję.

Agnieszka Stawiarska, dziennikarka Gazety Lubuskiej

 

Wywiad ukazał się w numerze 9 dwumiesięcznika Fabryka Wiedzy - www.fabrykawiedzy.pl

mgr inż. MARIAN BABIUCH, kieruje Elektrociepłownią od 1991 r. Przeprowadził ją przez prywatyzację. Czynnie udziela się w wielu stowarzyszeniach związanych z wytwarzaniem energii. Jest prezesem Lubuskiego Towarzystwa na Rzecz Rozwoju Energetyki.

Oceń ten artykuł
(0 głosów)