Wydrukuj tę stronę

W energetyce potrzeba wielkiego gracza

Stanisław Iwan Stanisław Iwan
W odniesieniu do PWE Gubin, sprawy idą do przodu, ale w takim tempie, w jakim pozwalają na to uwarunkowania prawne, a przede wszystkim ekonomiczne i społeczne.
Ze STANISŁAWEM IWANEM, senatorem RP i wiceprezesem Lubuskiego Towarzystwa na Rzecz Rozwoju Energetyki rozmawia Michał Iwanowski.
 

- Rok temu na konferencji polsko-niemieckiej "Energetyka przygraniczna Polski i Niemiec - doświadczenia i perspektywy" cały blok tematów był poświęcony planowanej elektrowni i kopalni węgla brunatnego na złożach Gubin-Brody. Od tego czasu wiele się wydarzyło: były referenda gminne, zmienił się właściciel PWE Gubin. Czy pana zdaniem zmiany poszły we właściwym kierunku?

- Sprawy idą do przodu, ale w takim tempie, w jakim pozwalają na to uwarunkowania prawne, a przede wszystkim społeczne i ekonomiczne. Były dwa referenda gminne, niekorzystne dla tego projektu, ale to nie są rozstrzygnięcia ani ostateczne, ani wiążące. One wskazały, że zdecydowanie brak było komunikacji pomiędzy pomysłodawcami projektu i ówczesnymi właścicielami spółki PWE Gubin, a społecznościami lokalnymi. Pojawił się szereg wątpliwości wynikających z niezrozumienia stosunków własnościowych. Panowało przekonanie, że Eneę (ówczesnego udziałowca PWE Gubin) kupią Niemcy, aby wydobywać u nas węgiel i wozić do swoich elektrowni. Te wątpliwości - nieprawdziwe bo właścicielami tych elektrowni są Szwedzi- już straciły na aktualności. Wiadomo, że właścicielem spółki wraz z koncesją na badanie złoża, została Polska Grupa Energetyczna, największy podmiot na rynku energetycznym w Polsce. A to jest spółka, w której państwo polskie zawsze będzie miało pakiet kontrolny. I która ma największe doświadczenie w produkcji elektryczności z węgla brunatnego.

 

- Wiadomo, że jest pan zwolennikiem przejęcia przez PGE pomorskiego potentata w dystrybucji energią - spółki Energa. Ten zakup wzbudza kontrowersje, sprzeciwia się temu UOKiK, a forsuje go rząd. Czy ta sprawa będzie miała znaczenie dla przyszłości inwestycji w Gubinie i Brodach?

- Owszem. Może mieć. Ale najważniejsze jest to, że w Unii Europejskiej rozwija się wspólny rynek energii i wspólne myślenie o bezpieczeństwie energetycznym. A więc łączy się systemy energetyczne poszczególnych państw tak, żeby w przypadku deficytu energii w jednym kraju, można ją było dosłać z innego. Tymczasem najczęściej podnoszonym argumentem przez UOKiK i przez przeciwników zakupienia Energi przez PGE jest to, że pogorszy się konkurencja na naszym rynku wewnętrznym. A zapomina się o tym, że cena energii zależy przede wszystkim od jej podaży. Im będzie więcej energii na rynku, tym ona będzie tańsza. Tak więc musimy patrzeć na to w kontekście europejskim, budowy tzw. interkonektorów (mostów energetycznych) pomiędzy krajami. I w tym znaczeniu powstanie większej grupy energetycznej w ramach PGE (poprzez kupno spółki, która bardzo mało produkuje) nie niesie żadnego zagrożenia dla wzrostu cen energii. Bo Polska nie jest wyspą. Weźmy przykład z sektora bankowego. Gdybyśmy w dobie kryzysu finansowego nie mieli żadnych dużych polskich banków ani prawa, które zagranicznym bankom nakazuje na polskich zasadach utrzymywać swoje oddziały w Polsce, to byśmy byli w tarapatach. Banki macierzyste, które znalazły się w kryzysie, wyciągnęłyby z Polski dużo więcej pieniędzy.

 

- Jaki z tego płynie wniosek dla energetyki?

- Taki, że w sektorach strategicznych, jakim jest energetyka, musimy mieć na tyle duże podmioty gospodarcze, żeby one były istotnymi graczami przynajmniej w skali naszej części Europy. I wcale nie chodzi o to, aby one cokolwiek monopolizowały, ale żeby one stabilizowały sytuację w kraju. PGE na zasadach rynkowych samo sprzeda to, co wyprodukuje.

 

- Polskie ustawodawstwo jest na to przygotowane?

- Tak, prowadziłem w Senacie zmianę prawa energetycznego i mogę zapewnić, że o to zadbaliśmy. Otóż prawo zakłada, że część energii musi być sprzedawana w systemie giełdowym. A na dodatek zarząd PGE zadeklarował, że całą swoją energię będzie sprzedawał na giełdzie. A to jest gwarancja stabilności cen, według przejrzystych giełdowych zasad. Co więcej: wybudowanie każdego nowego źródła energii przez PGE, a więc także koplani i elektrowni w Gubinie czy elektrowni atomowej, zwiększa podaż energii na rynku. Enea czy Tauron też będą musiały skądś brać energię: budować nowe źródła, czy kupować z zewnątrz. Podaż energii będzie się zwiększać a rynek zostanie konkurencyjny.

 

- A co z zarzutami przeciwników tej fuzji, że państwo sprzedając Energę doraźnie łata niedobory budżetowe?

- To prawda, bo właścicielowi, który sprzedaje swoją własność, należą się pieniądze. W tym przypadku to 7,5 mld zł, a więc kwota znacząca dla budżetu państwa, dzięki czemu nie trzeba podejmować innych kroków jak podwyższanie podatków, etc. PGE kupując Energę, kupuje rynek. To da wzrost wartości spółki, a przecież tak wielkich inwestycji jak projekt Gubin-Brody czy elektrownia atomowa, nie wykonuje się z pieniędzy własnych. To zawsze są pieniądze pożyczone. A im większa firma, im większa jej wartość na rynku, tym łatwiej pożyczyć pieniądze. I co najważniejsze: tym taniej można je pożyczyć w bankach. Czyli na niższym oprocentowaniu.

 

- A więc nie ma obaw, że jeśli PGE podejmie się budowy w Polsce elektrowni atomowej, to zabraknie jej funduszy na projekt Gubin-Brody?

- Nigdy nie można powiedzieć, że nie ma takich obaw. Mamy przykład Finlandii, gdzie jest budowana przez doświadczonych Francuzów elektrownia atomowa. I ona nie jest jeszcze skończona, a koszty jej budowy już półtora razy przekroczyły planowane koszty. Być może źle je oszacowano, być może gdzieś popełniono błąd na etapie założeń. Ale można powiedzieć, że nic dziś nie stoi na przeszkodzie, żeby PGE realizowała oba projekty jednocześnie. I tak się dzieje: obecnie spółka PWE Gubin rozpoczęła starania o uzyskanie koncesji na wydobycie. Jej uzyskanie może potrwać kilka lat. A w międzyczasie jest potrzebna zgoda społeczna, nad którą trzeba pracować. Bo to niezwykle ważny element powodzenia tego przedsięwzięcia.

 

- A jeśli tej zgody społecznej nie będzie?

- Sądzę, że nie będzie też woli właściciela, żeby robić to bez konsensusu społecznego.

 

- Podczas tegorocznej konferencji polsko-niemieckiej w Sulechowie, blok referatów będzie poświęcony gazownictwu i złożom gazu. Może więc przyszłość naszej lubuskiej energetyki to nie węgiel brunatny, tylko właśnie "błękitny surowiec"?

- Tym, co może wpłynąć na rozstrzygnięcie tego dylematu, to efekty wierceń dotyczących tzw. gazu łupkowego. Ale to raczej pieśń przyszłości. Gdyby ten gaz okazał się tani i było go dużo, to rzeczywiście on będzie stanowił alternatywę dla elektrowni węglowych, takich jak Gubin-Brody. Może się jeszcze wiele wydarzyć. Ale trzeba pamiętać, że kopalnia i elektrownia w Gubinie to 20 mld zł zainwestowane w nasz region. Przy tej okazji PSE-Operator planuje budowę mostu energetycznego między Polską a Niemcami. Gdyby elektrownia powstała, to linia najwyższych napięć poszłaby właśnie przez Gubin. A przecież Gubin i Krosno Odrz. to obszar, który wymaga inwestycji i zagospodarowania. Dobrze rozumie to marszałek lubuski i dobrze rozumieją to energetycy.

 

- Skoro tak, to czy zasadne jest dziś wspieranie budowy bloków parowo-gazowych w elektrociepłowniach?

- Oczywiście, że tak. I przecież mamy je w województwie. One są stosunkowo niedrogie, elastyczne, pracują w kogeneracji i dobrze współpracują z farmami wiatrowymi. Ale jeżeli nie uwzględniamy tego haraczu w postaci kosztów emisji CO2 do atmosfery, to dziś prąd z elektrowni na węgiel brunatny jest najtańszym prądem, jaki można wyprodukować.

 

- No, ale trzeba ten haracz uwzględniać...

- Tak. Tylko to jest trochę tak, jakby Unia zakazała mieszkańcom Lubuskiego zbierania grzybów. Bo one mogą być trujące, nie mają żadnych wartości odżywczych, a grzybiarze na dodatek rujnują lasy, więc szkodzą środowisku. I co więcej: w innych krajach nie ma zwyczaju zbierania grzybów, więc nam trzeba tego zakazać. Tak samo z węglem brunatnym: my go mamy, inni nie, więc trzeba nam tego zakazać, bo klimat zyska a innych to nie zaboli.

 

- To protekcjonizm?

- Tak, dla mnie to zdecydowanie element protekcjonizmu ukrytego pod wzniosłymi hasłami.

 

- Dziękuję.

Rozmawiał

Michał Iwanowski
Oceń ten artykuł
(1 głos)